Prokuratura musi jeszcze raz zbadać, czy dyrektor Szpitala Płucnego, Irena Petryna, nie naruszała praw pracowników. Sąd w środę 11 lipca uznał, iż zażalenie pokrzywdzonych pracowników Szpitala Płucnego w Olsztynie na umorzenie śledztwa przez Prokurator Prokuratury Rejonowej Olsztyn - Północ, było w części zasadne i polecił prokuraturze ponownie zbadać zarzut uporczywego i długotrwałego nękania, poniżania, zastraszania i izolowania, (tj. o czyn z art. 218 par. 1 k.k.). Sąd szczególnie zwrócił uwagę na brak skonfrontowania w toku śledztwa świadków oraz nieuwzględnienia dokumentacji medycznej osób pokrzywdzonych.
Sędzia Krzysztof Matysiak ponadto stwierdził, iż używanie w procedurze karnej pojęcia „mobbing” jest niewłaściwe, gdyż kodeks karny nie zawiera takiego pojęcia. „Mobbing” jest pojęciem właściwym dla kodeksu pracy i w postępowaniach przed sądem pracy. W postępowaniu karnym rozpatrywane jest jedynie złośliwie lub uporczywie naruszanie praw pracownika (art 218 par. 1 k.k.). I to ma zbadać prokuratura.
Pracownica szpitala szuka ratunku w prokuraturze
Przypomnijmy, iż 2 kwietnia 2012 roku Prokuratura Rejonowa Olsztyn-Północ (prokurator Anna Krauze) umorzyła śledztwo „w sprawie podejrzeń naruszania praw pracowniczych przez dyrekcję szpitala pulmonologicznego”, po prawie 11 miesiącach śledztwa. 19 maja 2011 Anna Jancewicz, kierownik działu marketingu w Szpitalu Płucnym, a od 2009 roku Społeczny Inspektor Pracy w szpitalu, zawiadomiła prokuraturę, iż jest poniżana, zastraszana, izolowana i nękana przez przełożoną, z tego powodu przez pół roku leczyła się psychiatrycznie. Po powrocie z leczenia dyrektorka szpitala miała ponownie ją nękać, by zmusić do zwolnienia się z pracy.
Anna Jancewicz do prokuratury poszła w akcie desperacji, gdyż jej skarga na postępowanie dyrektorkę szpitala do organu nadzoru, zarządu województwa, pozostała bez odpowiedzi. Również organ nadzoru nie zareagował na wyniki ankiety Okręgowej Inspekcji Pracy w Olsztynie, która wykazała występowanie zjawiska mobbingu w szpitalu płucnym na niespotykanie dużą skalę. Mobbing potwierdziło 16 na 28 losowo ankietowanych pracowników szpitala, pomimo tego, że ankiety rozdawała kadrowa, zaznaczając, komu ją wręczyła. Ankietowani wskazali na agresję słowną (jedna osoba nawet fizyczną), tworzenie i rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji na ich temat, ignorowanie i lekceważenie, izolowanie od innych pracowników, zlecanie zadań powyżej posiadanych kwalifikacji i umiejętności, zlecanie zadań sprzecznych, bezsensownych, 6 pracowników podkreśliło, że było celem ciągłej krytyki i ośmieszania, 6 badanych zaznaczyło, że wymienione działania stosował wobec nich pracodawca, w 8 przypadkach u badanych pojawiły się z tego powodu problemy zdrowotne. W zdecydowanej większości przypadków badani wskazali, że te działania i zachowania trwały ponad 6 miesięcy i występowały 1-2 razy w miesiącu. Tylko jeden z badanych wskazał, że zgłaszał pracodawcy problem mobbingu. Jedenastu badanych wskazało, że przyczyną nieinformowania pracodawcy o przypadkach mobbingu była obawa przed niekorzystnymi konsekwencjami, a troje badanych jako przyczynę milczenia wskazało, że to pracodawca jest osobą mobbingującą. Na pytanie, czy w zakładzie istnieje jakaś forma przeciwdziałania mobbingowi 13 badanych odpowiedziało przecząco.
Śledztwo dziennikarskie
Prokuratura Rejonowa Olsztyn-Północ po złożeniu zawiadomienia przez Annę Jancewicz wszczęła śledztwo. Niezależnie od śledztwa prokuratury przeprowadziłem własne śledztwo dziennikarskie. Dotarłem w sumie do 8 obecnych i byłych pracowników. Ich relacje były wstrząsające. Szczególnie poruszająca była opowieść Bożeny M., która twierdzi, że na skutek postępowania z nią dyrektorki przeżyła zawał serca. Karetka pogotowia dotarła w ostatnim momencie, reanimowano ją pod blokiem, w którym mieszka. Lekarz powiedział, że to cud, że żyje. Musi zażywać leki do końca życia, wydaje na nie 200 zł miesięcznie, przy niskiej pensji. Kolejna ofiara stosunków pracy w szpitalu, Jadwiga L., po rozmowie w gabinecie dyrektorki zemdlała, a następnie doznała mikrowylewu. W najlepszym razie ataki dyrektorki kończyły się dla pokrzywdzonych depresjami. Anna Jancewicz z powodu głębokiej depresji pół roku leczyła się psychiatrycznie.
W toku własnego śledztwa wysłuchałem też kilku godzin nagrań rozmów z pracownikami. Osoby te potwierdzały, iż Anna Jancewicz jest prześladowana, współczuły jej i oceniały zachowania dyrektorki szpitala, porównując je do metod stosowanych w systemach totalitarnych.
Dyrektor Irena Petryna, prominentna działaczka PSL, była poseł tej partii, była wicemarszałek, była dyrektor NFZ, odmówiła rozmowy ze mną. Nie pozwoliła również na rozmowy z jej zastępcami i innymi pracownikami. Wyprosiła mnie ze szpitala. W odpowiedzi mailowej zaprzeczyła, iż łamie prawa pracownicze.
Śledztwo prokuratury
- W śledztwie prokuratorskim świadkowie w całości potwierdzili to, co ukazało się w „Debacie” – poinformowała mnie Anna Jancewicz, która zapoznała się z aktami śledztwa. Zeznania obciążające Irenę Petrynę złożyły, jak powiedziała mi Anna Jancewicz, nawet osoby z kierownictwa szpitala. Jedna z tych osób potwierdziła, iż Irena Petryna wymaga przede wszystkim od podwładnych „lojalności”. Nie jest ważne jak pracujesz, ważne, czy jesteś lojalny wobec dyrektorki. Przez lojalność dyrektorka rozumie ślepe posłuszeństwo, przyjmowanie każdej decyzji z pokorą i bez szemrania. Nawet najmniejszy objaw niezadowolenia miał wywoływać długotrwałe ignorowanie pracownika i czyhanie na jego błąd. Następnie, przy każdej okazji dyrektor miała wypominać złamanie zasady „lojalności”.
W sumie prokuratura uznała 5 pracowników za osoby pokrzywdzone. Toteż decyzja prokuratur Anny Krauze o umorzeniu śledztwa „wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu” wprawiła Annę Jancewicz i inne pokrzywdzone w szok. Szok był tym większy, gdyż Anna Jancewicz o umorzeniu nie dowiedziała się z pisma prokuratury, a z mediów, które podały informację za Polską Agencją Prasową w dniu podjęcia decyzji, 2 kwietnia 2012 roku.
Prokurator wystawia laurkę Irenie Petrynie
Anna Jancewicz po chwilowym załamaniu, postanowiła walczyć dalej. Walkę podjęła samotnie, gdyż w tamtym momencie pomocy odmówiła jej kancelaria prawna wynajmowana przez Zarząd Regionu „Solidarności” (Anna Jancewicz jest członkiem tego związku). Przestudiowała samodzielnie akta prokuratorskie. Stwierdziła, iż uzasadnienie umorzenia jest w zasadzie powtórzeniem zeznań Ireny Petryny oraz zgłoszonych przez nią świadków, którzy zawdzięczali Irenie Petrynie stanowiska w szpitalu. Osoby te, w tym członkowie PSL i synowa, wystawili swojej szefowej laurkę. Anna Jancewicz zwróciła uwagę, że jej świadków przesłuchiwano na policji, natomiast świadków Ireny Petryny przesłuchiwała osobiście prokurator. Zeznania świadków obciążających dyrektor Irenę Petrynę – w ocenie Anny Jancewicz - zostały potraktowane pobieżnie i wybiórczo. Prokurator miała zbagatelizować dramatyczne przeżycia pokrzywdzonych i oprzeć się głównie na zeznaniach Ireny Petryny i jej popleczników. Prokurator w konkluzji wystawiła wręcz laurkę dyrektorce, jako osobie wymagającej, ambitnej i przedsiębiorczej, która nie mogła bezkrytycznie traktować niewywiązywanie się z obowiązków przez nierzetelnych pracowników. Zdaniem prokurator, dyrektorka nie łamała praw pracowników, a tylko była wymagającym pracodawcą.
Sąd uznaje zażalenie na umorzenie śledztwa w sprawie nękania
W zażaleniu na umorzenie śledztwa Anna Jancewicz podniosła, iż prokurator nie uwzględniła w ogóle nagrań cyfrowych rozmów z pracownikami, dokumentacji organizacji zakładowej „Solidarności” (m.in. na temat uporczywego i długotrwałego nękania pracowników przez Irenę Petrynę). Anna Jancewicz wskazała, że po zmianie prokuratora prowadzącego śledztwo (asesora Piotra Bialika zastąpiła prokurator Anna Krauze) jej wnioski o przeprowadzenie dowodów były oddalane.
W środę, 11 lipca 2012 roku sędzia Sądu Rejonowego II Wydział Karny, Krzysztof Matysiak uznał, iż zażalenie jest słuszne w części dotyczącej właśnie zarzutu uporczywego i długotrwałego nękania, poniżania, zastraszania i izolowania.
- Mam nadzieję, ja i pozostali pokrzywdzeni, że prokuratura w końcu rzetelnie i uczciwie przeprowadzi śledztwo – powiedziała Anna Jancewicz po ogłoszeniu decyzji przez sąd. - I że wreszcie skończy się w Olsztynie układ towarzysko-partyjny.
Obecnie szykanom jest poddawana w szpitalu kierownik apteki, Elżbieta Majewska, która złożyła zeznania w sprawie Anny Jancewicz i została uznana przez prokuraturę za osobę pokrzywdzoną. Również złożyła do sądu zażalenie na umorzenie śledztwa. Po ukazaniu się mojego tekstu w majowej „Debacie” („Człowiek jest najważniejszy” II) na temat jej walki o przestrzeganie w aptece i Pracowni Leków Cytostatycznych przepisów prawa i standardów pracy, otrzymała karę upomnienia z powodu „dezorganizacji pracy apteki, tworzenia złej atmosfery i niewykonywania poleceń zastępcy dyrektora ds. medycznych”. W sumie otrzymała aż 9 zarzutów. Kierownik apteki odwołała się od tej kary.
Skarga na prokuraturę do Rzecznika Praw Obywatelskich
Niezależnie od złożenia zażalenia na umorzenie śledztwa do Sądu Rejonowego w Olsztynie, Anna Jancewicz złożyła też skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich na śledztwo prokuratury.
W skardze prosiła m.in. o zbadanie, czy doszło do współdziałania w toku śledztwa prokuratorów z Ireną Petryną.
Anna Jancewicz oparła swoje podejrzenia na następujących przesłankach.
Irena Petryna, po przesłuchaniu w prokuraturze rejonowej, 26 września 2011 roku, miała po powrocie do szpitala demonstracyjnie chwalić się sekretarce Krystynie K., że przyjął ją prokurator, że to ich człowiek (PSL-u – przyp. mój), że zapoznała się z aktami. „Sprawa będzie ukręcona i wtedy, wypier... Jancewicz i pozostałych, którzy na nią zeznali„. Następnie miała wezwać Jadwigę L. i zarzucać jej składanie fałszywych zeznań. Po tej rozmowie z dyrektorką, Jadwiga L. przybiegła roztrzęsiona do Anny Jancewicz i Piotra S. „Jadwiga L. powiedziała, że ma dosyć mocnych wrażeń, że nie będzie więcej się angażować w dobro śledztwa, ponieważ jest w podeszłym wieku (…), takiej nagonki i zastraszania ona nie wytrzyma długo, bo już nie daje rady” - cytat z pisma Anny Jancewicz zawiadamiającego prokuratora okręgowego Jana Przybyłka o zastraszaniu świadków przez Irenę Petrynę.
Anna Jancewicz w piśmie do prokuratora okręgowego Jana Przybyłka poruszyła też sprawę domniemanego ujawnienia Irenie Petrynie, przez prokuratora, zeznań świadków. Podobną skargę Anna Jancewicz złożyła też do prokuratora rejonowego Jarosława Krzysztonia. Jej zdaniem wskazywała na to dokładna wiedza, jaką dysponowała Irena Petryna na temat zeznań świadków, po tym, jak została przesłuchana przez asesora Piotra Bialika.
Anna Jancewicz osobiście udała się do prokuratora rejonowego Jarosława Krzysztonia ze skargą w tej sprawie.
- Również ja wówczas zapytałam prokuratora Jarosława Krzysztonia, czy przyjmował Irenę Petrynę, a jeśli tak, to w jakim celu? Prokurator potwierdził, że przyjął Irenę Petrynę, ale nie w sprawie śledztwa dotyczącego łamania praw pracowniczych w szpitalu, a w związku ze złożeniem przez nią zawiadomienia. Prokurator nie chciał ujawnić, czego to zawiadomienie miało dotyczyć. Wkrótce okazało się, że dotyczyło jakiegoś niepochlebnego wpisu na forum internetowym „Gazety Wyborczej” pod adresem Ireny Petryny - tak wywnioskowała Anna Jancewicz, która została wezwana w tej sprawie na policję, poinformowana, że Irena Petryna wskazała ją jako osobę, która mogła dokonać wpisu i przesłuchana.
- Pytania policjantki zaskoczyły mnie – mówi Anna Jancewicz, która zaprzecza, by dokonywała wpisów na forum oraz by kogoś o to prosiła. - Dotyczyły moich bardzo intymnych i prywatnych spraw i to sprzed 20 lat! Policjantka wnikała w moje ówczesne pożycie małżeńskie. Byłam tymi pytaniami wstrząśnięta. Dzisiaj myślę, że właśnie o to chodziło układowi towarzysko-partyjnemu, żeby mnie nastraszyć, dać do zrozumienia: „Uważaj, my też coś mamy na ciebie!”
Prokuratura rejonowa nie wszczęła śledztwa w związku z zawiadomieniem o zastraszaniu świadków przez Irenę Petrynę! Sąd nie uwzględnił skargi pokrzywdzonych na nie wszczęcie śledztwa w tej sprawie, gdyż, jak stwierdził sędzia Krzysztof Matysiak, wzywanie na rozmowy świadków przez Irenę Petrynę miało miejsce już po złożeniu przez nich zeznań.
4 lipca br. zapytałem prokuratora rejonowego Jarosława Krzysztonia, jakim wynikiem zakończyło się śledztwo z oskarżenia Ireny Petryny o zniesławienie jej przez wpis na forum internetowym? Prokurator odparł, że śledztwo nadal trwa. Wyraziłem zaskoczenie, bowiem sam swego czasu złożyłem doniesienie w związku z tym, że ktoś dokonał wpisu na forum internetowym, podszywając się pod moją osobę. Policja po miesiącu ustaliła właściciela komputera, a tutaj śledztwa trwa rok! Prokurator Krzysztoń odparł, iż śledztwo nie dotyczy tylko ustalenia właściciela komputera, ale ma głębszy aspekt, ale odmówił podania nawet artykułu kodeksu karnego, z którego toczy się śledztwo. Poinformował tylko, iż śledztwo powinno się zakończyć do końca lipca.
I co ciekawe, a także zastanawiające: śledztwo z oskarżenia Ireny Petryny o zniesławienie jej przez wpis na forum internetowym prowadzi prokurator Anna Krauze, a więc ta sama prokurator, która umorzyła też śledztwo „w sprawie podejrzeń naruszania praw pracowniczych przez dyrekcję szpitala pulmonologicznego”, po prawie 11 miesiącach śledztwa.
Do skargi do Rzecznika Praw Obywatelskich Anna Jancewicz załączyła nagranie rozmowy. Oto jej fragment:
„Nie jestem pewien na sto procent, ale z moich informacji od dwóch osób wiem, że ona koniecznie chciała poznać zeznania R. i ten prokurator (ścisza głos) jakoś jej tam odczytał, co powiedział R. I ona nagle wtedy zmieniła zdanie, była wściekła. Prokurator wtedy przyjechał do niej...
- Prokurator Krzysztoń, Bialik? – pada pytanie.
Nie, nie, Przybyłek i siedział do 16.00 i on jej te ksero zeznań pokazał”.
Rozmawiałem na temat tej wypowiedzi z prokuratorem okręgowym, Janem Przybyłkiem (powołany na to stanowisko w okresie rządów SLD-PSL, odwołany w okresie rządów PiS i ponownie powołany po dojściu do władzy koalicji PO-PSL).
Oto zapis rozmowy:
Adam Socha: - Czy ktoś z prokuratury udostępniał pani Irenie Petrynie zeznania świadków?
Prokurator Jan Przybyłek: - To jest nieporozumienie, na jakiej zasadzie moglibyśmy tych akt żądać? To jest po prostu niemożliwe.
Adam Socha: - Być może ktoś pana wrabia, ale ja muszę te pytania zadać. Czy pan kontaktował się w kwietniu 2011 roku z Ireną Petryną?
Prokurator Jan Przybyłek: - W kwietniu ubiegłego roku? Ja nie pamiętam, ja raczej z nikim na temat śledztw nie prowadzę rozmów, a tym bardziej ze stronami.
Adam Socha: - Dysponuję nagraniem, w której osoba z kadry zarządzającej szpitalem płucnym w pewnym momencie wymienia pana nazwisko, że miał pan być w szpitalu u Ireny Petryny z ksero zeznań.
Prokurator Jan Przybyłek: - Ja w tym szpitali płucnym, jeśli dobrze pamiętam, byłem raz w życiu, w sprawie rodzinnej, w 94 czy 95 roku, nawet nie wiem, kto kierował tym szpitalem, nie mam żadnego kontaktu z dyrekcją tego szpitala.
Adam Socha: - Nie zna pan Ireny Petryny?
Prokurator Jan Przybyłek: - Wiem, kim jest pani Irena Petryna, ale na temat śledztwa nie rozmawiałem, bo nie mam do tego żadnej legitymacji. Odpowiadam za przestrzeganie przepisów przez podległych prokuratorów i jak pan sobie wyobraża, że ja będę w pojedynczych sprawach interweniował? Ja nie ściągam akt do okręgu po to, żeby komukolwiek udzielać informacji. Jeśli akta są żądane, to w związku ze skargą konkretnej osoby lub w przypadku rozpatrywania kwestii incydentalnych. Nawet w ramach nadzoru prokurator okręgowy nie ma prawa żądać akt do siebie, tylko musi pójść do rejonu. Nie ma takiego zwyczaju. Kiedyś, za poprzednich przepisów, taka możliwość istniała i siłą rozpędu gdzieś tam prokuratury tę praktykę powielały, ale od tej praktyki się odstępuje. Wszystkie pisma instrukcyjne dotyczące nadzoru o tym mówią, nadzorca ma zapoznawać się z aktami w prokuraturze, w której postępowanie jest prowadzone. Akta sprowadzane są w związku ze skargą albo poleceniem prokuratury nadrzędnej, generalnej albo apelacyjnej. To jest wyssane z palca. Jest to kłamstwo krzywdzące mnie, jako osobę prywatnie, ale również instytucję, za którą odpowiadam. Byłbym zdziwiony, a nawet zszokowany informacją, że któryś z prowadzących czy nadzorujących udawał się do pani Petryny i przedstawiał materiały z postępowania. Byłoby to równoznaczne z naruszeniem zasad urzędowania, powodowałoby konieczność wdrożenia co najmniej postępowania służbowego, a nie wspomnę, że dyscyplinarnego.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość