„Ósme przykazanie Dekalogu w szczególny sposób wiąże się z prawdą, która obowiązuje człowieka w obcowaniu z innymi ludźmi i w całym życiu społecznym: ‘Nie mów fałszywego świadectwa’ (…) Wolność publicznego wyrażania swoich poglądów jest wielkim dobrem społecznym, ale nie zapewnia ona wolności słowa (…) Wielki zamęt wprowadza człowiek w nasz ludzki świat, jeżeli prawdę próbuje oddać na służbę kłamstwa. (…) Trzeba przywrócić niezastąpione niczym miejsce cnocie prawdomówności. Trzeba, by ona kształtowała życie rodzin, środowisk, społeczeństwa, środków przekazu, kultury, polityki i ekonomii”.
To jedynie kilka fragmentów homilii wygłoszonej w czerwcu 1991 r. w Olsztynie przez papieża Jana Pawła II. 20 lat to dostatecznie długi czas, aby ostrzeżenia, przestrogi i nauki jakich wtedy udzielił nam papież – Polak na nową, demokratyczną drogę, przemyśleć na nowo. Bo - powiedzmy sobie szczerze – wielu z nas, niesionych emocjami i nadzieją lepszej przyszłości, przepuściło wtedy słowa papieża obok siebie. Dzisiaj tamte słowa o potrzebie prawdy w życiu publicznym padają na zupełnie inny, wzbogacony naszymi 20-letnimi doświadczeniami i obserwacjami grunt.
Będąc głową państwa watykańskiego, papież głosił konieczność prawdy ze świadomością ograniczeń i nieodzownych kompromisów, wynikających z trudnej sztuki rządzenia w każdym ustroju. Prawdzie i politykom nigdy przecież specjalnie po drodze nie było, a prawdomówności raczej nigdy do cnót politycznych nie zaliczano. Kłamstwo zawsze było w politycznym zawodzie narzędziem poręcznym i uznanym, a głosiciele prawdy musieli się mieć na baczności. Natura tego odwiecznego konfliktu jest oczywista. Naturalnym środowiskiem i narzędziem świata polityki jest szarość i niejednoznaczność opinii, z którymi zawsze można dyskutować i szukać kompromisu. Prawda dotycząca faktów ma natomiast charakter despotyczny i wyklucza dyskusję. Można ją zwalczać jedynie przy pomocy rozmyślnego kłamstwa. Jednak sposób w jaki je stosowano zmienił się przez wieki nie do poznania. Tradycyjne kłamstwo stosowane w polityce i dyplomacji dotyczyło zwykle tajemnic – informacji dla ogółu niedostępnych. Skierowane było głównie przeciwko wrogowi zewnętrznemu dla ochrony interesów państwa. Nikt nie podejrzewał, że nadejdą czasy władzy totalitarnej i systemu, w którym bronią przeciwko prawdzie może być opisane przez Hannah Arendt „kłamstwo zorganizowane”, które opanowuje całą sferę publiczną. Według niej różnica miedzy kłamstwem tradycyjnym a kłamstwem w dzisiejszych czasach, sprowadza się do różnicy pomiędzy ukrywaniem prawdy, a jej unicestwianiem. Mamy do czynienia z sytuacją, w której nikt faktom nie próbuje zaprzeczać. Zwalcza się ją przy pomocy kreowanych przez fachowców propagandowych wizerunków. Stosując wiarygodny i przekonujący system kłamstwa tworzony na użytek wewnętrzny i skierowany przeciwko własnym obywatelom, elegancko nazywany marketingiem politycznym. Zastępowanie faktów na temat współpracy Lecha Wałęsy z SB przedstawionych przez Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka opiniami na temat zamachu na jego autorytet było podręcznikowym przykładem takiej manipulacji. Dalszego dzieła unicestwienia prawdy w tej sprawie dokonał niedawno sąd, skazując Krzysztofa Wyszkowskiego na grzywnę w kwocie 200 000 zł. Nie za prawdę o współpracy Lecha Wałęsy, lecz za uzurpację prawa do publicznego wygłaszania takiej opinii jeszcze przed publikacją książki Cenckiewicza i Gontarczyka.
Kłamstwo kreowane na użytek publiczny ma charakter powszechny. Co więcej, jego ofiarą padają nie tylko adresaci, zwykli ludzie, ale także – dzięki zatarciu granicy między faktami a opinią - sami głosiciele kłamstwa. Ludzie tresowani i żyjący latami w zakłamaniu przestają uznawać jakiekolwiek twarde wartości za potrzebne, a zmysł poszukiwania prawdy ulega zanikowi. Prawdy niewygodne albo uznane za nieprzyjemne, poddane są publicznej autocenzurze i stają się powszechnym tabu.
W warunkach dzisiejszej, medialnej demokracji, gdzie walka na wizerunki staje się głównym celem i argumentem, oszukiwanie innych bez oszukiwania samych siebie jest praktycznie niemożliwe. Doskonałą ilustracją tego mechanizmu są polityczne losy posłanki Joanny Kluzik – Rostkowskiej. Docieramy tu do źródła powszechnie widocznego wyobcowania i braku zaufania do świata polityki, pomimo jej wyborczego umocowania. Pomimo odwiecznego antagonizmu między prawdą a polityką w wielkiej historycznej debacie na ten temat, nigdy nie brano pod uwagę istnienia tak zorganizowanego, publicznego kłamstwa. Jesteśmy więc świadkami powstania nowego typu relacji między prawdą a polityką i narodzin nowego, pozbawionego wiary w jakąkolwiek prawdę, człowieka.
„- Ludzie słuchają, ludzie słyszą i albo dociera do nich prawda, albo też nie. Zwłaszcza w naszym społeczeństwie nowożytnym, gdzie tak bardzo spotęgowały się sposoby mówienia, metody mówienia, wszystkie tak zwane środki przekazu myśli. (…) Więc jest szczególna odpowiedzialność za słowa, które się wypowiada, bo one mają moc świadectwa: albo świadczą o prawdzie, albo są dla człowieka dobrem, albo też nie świadczą o prawdzie i wtedy są dla człowieka złem, chociaż mogą być tak podawane, tak preparowane, aby robić wrażenie, że są dobrem. To się nazywa manipulacja” – mówił 20 lat temu w Olsztynie Jan Paweł II. Te słowa nie są zwykłą perswazją czy radą. Mają moc wielkiego autorytetu i dlatego nie można przejść obok nich obojętnie. Na szczęście wynalezienie substytutu prawdy wykracza poza możliwości każdej władzy i dlatego na dłuższą metę jest ona wobec prawdy bezradna. Jednak miejsce, jakie przyznamy prawdzie tu i teraz, zależy od nas samych.
Bogdan Bachmura
Tekst pochodzi z czerwcowego numeru miesięcznika Debata
Skomentuj
Komentuj jako gość