Trudno dziś usłyszeć o polityku, czy o mężu stanu, który rozpoczynałby dzień od modlitwy na klęczkach, który odmawiałby codziennie różaniec, nie krępując się o tym mówić lub który medytowałby codziennie nad Pismem św. Gdyby taki się „objawił”, to już widzę te szydercze wpisy na większości portali, docinki, komentarze, że coś jest z nim nie tak. Tymczasem mało osób zdaje sobie sprawę z faktu, że zjednoczoną Europę w XX wieku budowały osoby, które były żarliwymi katolikami.
Dlatego warto przypomnieć, że po II wojnie światowej fundamenty Unii Europejskiej stworzyło czterech wybitnych katolików: Konrad Adenauer, Robert Schuman, Alcide De Gasperi i, według mnie, Luigi Sturzo. A trzej ostatni są kandydatami na ołtarze Kościoła katolickiego, o czym nie mówi się raczej ani na forach, ani w rozmaitych gremiach Parlamentu Europejskiego. Nie sądzę też, aby zbyt wielu polityków lub wiernych modliło się przez wstawiennictwo tych trzech Sług Bożych.
A dziś? Dziś można sobie tylko pomarzyć, że Tusk przyznaje się do codziennego odmawiania różańca, że przewodniczący Jerzy Buzek codziennie nawiedza kaplicę w Parlamencie Europejskim i modli się za pośrednictwem De Gasperiego czy Schumana o przyszłość Europy lub Barroso modli się do swojego patrona, św. Józefa. A jednak tacy politycy żyli jeszcze nie tak dawno. Na marginesie zaś można przypuszczać, że ci Słudzy Boży nie mieliby szans piastować obecnie żadnych ważnych funkcji w strukturach Zjednoczonej Europy, a w swoich krajach zapewne nie byliby wybrani przez współczesnych wyborców, nawet jako deputowani do Parlamentu Europejskiego.
Jednym z tych polityków jest Robert Schuman, którego 48 rocznicę śmierci wspominamy właśnie we wrześniu. Urodzony w Luksemburgu, wychowany w Lotaryngii. Najpierw obywatel niemiecki, gdyż Lotaryngia należała wówczas do Niemiec, potem, po zakończeniu I wojny światowej, obywatel francuski. Przede wszystkim jednak żarliwy katolik z urodzenia, postępowania i głoszonych idei, według którego życie najlepiej zorganizowane, to takie, które oparte jest na wartościach i zasadach chrześcijańskich, ponieważ te zawierają wszystko, co człowiekowi jest potrzebne. Rodzina Schumanów, od pokoleń katolicka, była naturalnym środowiskiem wychowania Roberta, który od młodzieńczych lat zaczytywał się w dziełach świętego Tomasza z Akwinu i świętego Jana od Krzyża. Swój dzień zaczynał od różańca, będąc czcicielem Matki Bożej. Organizował pielgrzymki do Lourdes, które były dla niego ważną formą pobożności. Po stracie rodziców młody Schuman chciał zostać duchownym, ale pewien jego przyjaciel nakłaniał go do pracy jako świeckiego katolika, widząc w jego chęciach raczej ból po stracie rodziców i potrzebę odsunięcia się od codzienności aniżeli powołanie kapłańskie. Tenże przyjaciel miał powiedzieć: „Religia, ojczyzna, prawo potrzebują cię jako człowieka odważnego. Bo w naszym społeczeństwie pilną koniecznością staje się apostolat świeckich. Nie potrafię wyobrazić sobie lepszego apostoła od ciebie”. I Schuman staje się apostołem w polityce. Już jako wykształcony młody mężczyzna z doktoratem z prawa, po egzaminie sędziowskim, po wykładach w zakresie ekonomii, gospodarki, filozofii, teologii staje się autorytetem w rozmaitych kręgach, także w kręgach ludzi ubogich, którym przekazuje swoje życiowe motto: „Jedność w tym, co konieczne, wolność w sprawach wątpliwych, we wszystkim miłość”. Schuman nigdy nie krył się ze swoim katolicyzmem, nie uważał go za sprawę prywatną, żył nim na co dzień, mówił o nim i, według niego, stworzył swoją wizję nie tylko życia, ale wizję ojczyzny i całej Europy. Od dzieciństwa starał się w miarę możliwości codziennie uczestniczyć w Eucharystii, medytować Słowo Boże i głosić Ewangelię wszystkim, którzy chcieli go słuchać. Jego proboszcz powiedział po śmierci Schumana, że „w spotkaniach z Bogiem znajdował tę nadprzyrodzoną siłę, która uczyniła go nie tylko promotorem wartości humanistycznych, mężem stanu, ale także prawdziwym sługą Kościoła”. Dlatego postulator w procesie beatyfikacyjnym Schumana, o. Joseph Jost, zanotował, że „Eucharystia i Słowo Boże ukierunkowały całe jego życie”. I zapewne tak było, gdyż bez tej transcendentalnej Mocy Schumanowi z pewnością trudno byłoby znieść rozmaite upokorzenia i zniewagi. Już jako czynny polityk od parlamentarzystów francuskich, o komunistycznym rodowodzie, musiał na sali parlamentarnej wysłuchiwać, że jest „pruską świnią”, gen. Charles de Gaulle nazywał go Szwabem, a obywatele Francji mieli go za politycznego heretyka, gdy mówił, że pojednanie francusko-niemieckie jest możliwe. Był też w niektórych kręgach uważany za zdrajcę, agenta niemieckiego albo agenta Watykanu, a nawet za człowieka „pozbawionego rozumu”, dlatego że ośmielał się mówić o swojej wizji Zjednoczonej Europy opartej na wartościach chrześcijańskich, w której było też miejsce dla Niemiec.
Paradoksalnie bowiem, II woja światowa spowodowała, że w Schumanie dojrzewała koncepcja wspólnoty i współpracy wszystkich państw Europy. Utrzymywał on, że nie „logika nienawiści, ale pojednania i współpracy jest prawdziwą szansą dla Europy, a politycy powinni dążyć do stworzenia wspólnoty interesów jako zaczynu inicjującego poszerzanie i pogłębianie wspólnoty interesów i państw, które przez długi czas żyły w konflikcie”. Takie słowa mógł wypowiedzieć tylko przyszły Sługa Boży, zważywszy na fakt, iż Schuman uwięziony przez hitlerowców w Metz i zachęcany do współpracy, której nigdy nie podjął, szykanowany i prześladowany, był przeznaczony do wywózki do obozu koncentracyjnego. Znamienne są też słowa z tego okresu: „chrześcijanin nie może się poddawać dopóty, dopóki cieszy się zdrowiem i ma szanse działania. Ja nie dam się pogrzebać za życia…”. W czasie działań wojennych udaje mu się schronić w opactwie benedyktyńskim, a więc niejako u samego św. Benedykta, pierwszego Ojca Europy. Czyż to był przypadek czy znak dla Schumana, że musi podążać drogą świętego Ojca – Patrona Europy - i stać się nowym „europejskim świętym” poprzez działanie na rzecz jedności i pokoju w Europie, we współpracy z Niemcami, swymi prześladowcami? Niemcami, które jako „człowiek pogranicza” - jak o sobie mówił - znał przecież doskonale: „Niemcy są najbardziej niebezpieczne, gdy są pozostawione same sobie i w ten sposób wydane na działanie budzącego grozę, niszczącego fermentu”. Już po wojnie w 1950 roku Schuman śmiało ogłasza swój projekt pojednania Niemiec i Francji, gdyż jest przekonany, jak pisze w Für Europa (s. 55-56): „Chrześcijaństwo nauczyło nas naturalnej równości pomiędzy wszystkimi ludźmi, zbawionymi dziećmi tego samego Boga i przez tego samego Chrystusa, bez różnicy rasy, klasy i zawodu. Ono pozwoliło nam poznać godność pracy i zobowiązanie wszystkich, dopomóc sobie nawzajem. Ono poznało pierwszeństwo wartości duchowych, które jedynie człowieka uszlachetniają. Ogólne prawo miłości bliźniego i miłosierdzia uczyniło człowieka naszego bliźniego i na tym prawie spoczywają relacje społeczne chrześcijańskiego świata”. W innym miejscu Schuman, już jako minister spraw zagranicznych pisze: „mężom stanu z bardzo miernym skutkiem dotychczas udawało się zmieniać świat. (…) Nikt nie czeka na nową moralność. Chrześcijaninowi wystarczy moralność chrześcijańska”. Moralność, która promuje jedność, a nie rozłam i która prowadzi do pojednania. A „pierwszym zaś krokiem do pojednania powinna być wspólna produkcja, a także kontrola węgla i stali”.
W maju 1950 zrealizowano wreszcie plan Schumana, Adenauera i Monneta, zawiązując Europejską Wspólnotę Węgla i Stali. Ta wspólnota jednak nie miała koncentrować się wokół samej gospodarki, ale przede wszystkim wokół tych samych wartości, aby Europa mogła zapewnić ludzkości jej pełen rozwój”, „przyjęcie różnych kultur”, „wyjście ze zniewolenia”. Te słowa wypowiedziane przez premiera Francji, ministra spraw zagranicznych, aktywnego polityka, społecznika i katolika, którego wiara, jak mówił, skłoniła go do zaangażowania na rzecz jedności Europy, są świadectwem jego autentycznego rozumienia jedności bliźnich. Być może dlatego inny Sługa Boży, Alcide de Gasperi, jako premier Włoch, powiedział o nim: „Ludzie mają zapisane w sercach to, czego według Chrystusa chciałby od nich Bóg, aby stanowili jedno. My, ludzie, przejęliśmy to posłanie, a żywym dowodem na to jest ten mądry dalekowzroczny i jasno myślący człowiek, który nazywa się Robert Schuman”.
Schuman jako polityk, premier, minister i katolik - który uważał, że służba wobec ludzkości jest takim samym palącym obowiązkiem jak wierność wobec swojego Narodu - jest przykładem, jak z jednej strony nie ulegać nacjonalistycznym pokusom, ponieważ nie przystoi to katolikom, a z drugiej, jak nie poddawać się kosmopolitycznym zapędom. Równowaga bowiem, zrodzona z rozsądku, roztropności i umiarkowania jest tą drogą, którą warto podążać nie tylko w realizacji wizji politycznych, ale i wizji realizacji własnego życia.
Zdzisława Kobylińska, dr nauk humanistycznych, wykładowca UWM, publicystka Debaty
Skomentuj
Komentuj jako gość